ariakis
Ten, który nie zauważył, że wyszedł
Dołączył: 18 Lis 2005
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my own world
|
Wysłany: Pią 17:01, 18 Lis 2005 Temat postu: Mysliwi - kolejny txt weryfikacyjny |
|
|
Niestety nie jest to wersja "czysta", która przyszła do weryfikacji.
Ale może ktoś gdzieś ma oryginała z tymi wszystkimi kochanymi literówkami, ortami i przekoszmarną interpunkcją.
"MYŚLIWI"
Zapadał już zmrok. Robiło się coraz ciemniej. Z gór zaczęła schodzić mleczna mgła otulająca las. Po chwili zaczął padać śnieg utrudniający widoczność. Mijali kolejne drzewa, gdy usłyszeli wycie wilka.
-To niedobrze – rzekł, Balim – wilki zaczęły polowanie. Z łowców możemy stać się zwierzyną a wtedy… nie dokończył, ponieważ wiedział, co ich czekało… i nie chciał kończyć. Na zeszłorocznych polowaniach jego brat został zagryziony przez wilki. Nigdy nie zapomniał widoku jego martwego ciała. Jemu udało się uciec w ostatniej chwil, ale obraz agonii brata nigdy go nie opuścił. Kiedy tak rozmyślał przeszli już połowę drogi do chaty skąd prowadzili wyprawy na niedźwiedzie. Polowanie było niebezpiecznym, acz zyskownym zajęciem. Skóry niedźwiedzi były bardzo pożądanym towarem na rynku Starego Świata.
Dochodzili już do swojej chaty. Widzieli zarysy wiekowej rozsypującej się palisady. Przeszli przez szczątki bramy wjazdowej. Ich oczom ukazała się widok zaniedbanej krasnoludzkiej karczmy. Fundamenty i główne ściany były postawione z kamienia, lecz dach i wyposażenie były zrobione przez myśliwych. Wokół palisady znajdował się jeszcze jeden budynek, który kiedyś służył za stajnie a teraz myśliwi wykorzystywali go jako miejsce na suche drewno, narzędzie, także sanie i rakiety, bez których nie przeżyliby w lesie podczas zimy. Budynek ten stał za karczmą i przylegał do palisady. Cała drużyna zostawiła swoje sanie w komórce. Wnieśli grube cielsko chłopa i położyli je w pomieszczeniu, które służyło kiedyś za kuchnie a teraz znajdował się tam tylko piec, w którym prawie zawsze było napalone. Rozpalili ogień w leciwym kominku i powiesili w jego pobliżu mokre ubrania. Gal wyjął swój nóż myśliwski, który był podarunkiem od jego dziadka – kowala. Zaczął zdejmować skórę ze zdobyczy.
-Tylko ostrożnie – wrzasnął na niego Balim, najstarszy z myśliwych, a zarazem przywódca całej grupy – przecież z tego żyjemy
-Wiem, wiem – odrzekł spokojnie Gal.
Reszta zaczęła przygotowywać, która składała się z ciepłej strawy. Narast otworzył drzwi do kuchni i w tym samym momencie uderzył w niego smród zdejmowanej skóry.
- Kolacja – zdążył wyrzucić z siebie tylko to słowo, po czym szybkim ruchem ręki zamknął drzwi. Po chwili wszyscy zebrali się przy stole.
- Następnego dnia musimy ruszyć do naszych domów w Melenburg – zaczął rozmowę Balim – mrozy się nasilają i niedługo będzie za zimno, aby polować. Rzeczywiście tegoroczna zima nie należała do najcieplejszych. Po zjedzeniu kolacji Mellor wyjrzał przez okno i wpatrywał się chwile w padający śnieg. Sandras znowu poszedł po drewno i zapomniał zamknąć drzwi. Wstał i zrobił to za niego. Cała grupa zebrała się przy stole. Przez pewien czas rozmawiali o czymś i poszli spać. Noc minęła bez niespodzianek. Rano wszyscy zjedli bardzo pożywne śniadanie przyrządzone przez Mellora. Ubrali się ciepło, zgasili ogień w kominku i zabrali wszystkie rzeczy, które mogli, a następnie opuścili chatę. Udali się do komórki gdzie założyli rakiety na nogi i załadowali sanie, po czym ruszyli w drogę do Krauchofen. Balim z żalem opuszczał to miejsce. Był bardzo do niego przywiązany. Wiedział, że wróci tu dopiero za rok. Reszta grupy przeszła już przez bramę i wychodzili w las. Wiatr zaczął rozdmuchiwać gęstą mgłę wiszącą nad lasem. Szli w milczeniu, każdy myślał już o powrocie do swoich domów. W tym zadumaniu nikt nie zauważył zagrożenia, jakim były wilki. Nagle Gal dostrzegł zamazaną sylwetkę tegoż zwierzęcia.
- Wilki!!!! – Krzyknął
Był to najgorszy przeciwnik, który mógł spotkać podróżujących. Szybkim ruchem ręki odczepili się od sanek i wyjęli łuki. Jeszcze nie zdążyli ustawić się w koło kiedy wataha wilków wyskoczyła na nich. Myśliwi napięli cięciwy swych łuków i wystrzelili. Strzała Balima ugrzęzła w oczodole przeciwnika i weszła w jego mózg jak w masło.
Gal nie trafił, a jego strzała poleciała w głąb lasu. Mellor napiął cięciwę swojego myśliwskiego łuku a strzała, która cięła powietrze z taką samą siłą uderzyła w klatkę piersiową wilka. Wilk przewrócił się, co spowodowało, że strzała jeszcze bardziej zagłębiła się w jego ciele powodując rany, od których prawie natychmiast umarł. Pocisk Mangusa trafił bestię w łapę. Kolejny basior przewrócił się i upadł w kopny śnieg. Sandras był tak przerażony ze nie potrafił dokładnie wycelować i chybił. Narast nie zdążył dobyć łuku, więc pośpiesznie chwycił sztylet, wyczekał momentu w którym zwierzę wyskoczy aby dopaść jego gardła i wtedy zatopić swój oręż w jego ciele. Udało mu się. Poczuł ciepła krew spływającą po jego kościstej dłoni. W tej samej chwili do Gala doskoczył napastnik i z wielkim impetem przewrócił go. Balim zachowując trzeźwość umysłu zabił wilka dwoma celnymi strzałami. Zagrożenie minęło, ale myśliwi stali w bezruchu wpatrując się w nieprzebytą głębię lasu. Próbowali dostrzec resztę stada, bo wiedzieli, że to nie wszystkie osobniki. Na szczęście nikt ich więcej nie zaatakował. Grupa zapakowała trzy wilki na sanie i ruszyła w dalszą drogę. Kiedy tak szli Sandras myślał o swojej części pieniędzy -tymi myślami próbował zapomnieć o ciężarze, który ciągną. Po drodze zatrzymywali się, aby coś zjeść i chwile odpocząć. Kiedy dochodzili do wioski było już ciemno. W oddali migały dwie naftowe lampy zawieszone na bramą wjazdową. Kiedy do niej doszli zobaczyli ślady niedawnej walki. Gdzieniegdzie leżały strzały i bełty od kusz, a w niektórych miejscach śnieg był czerwony od krwi. Podeszli pod samą bramę, która byłą lekko osmolona. Balim mocno zapukał usłyszał głos
-Kto tam???
-Myśliwi – krzyknął Balim tak głośno, że zdawało się, że cała wioska go usłyszała. Chwilę potem ujrzeli nad sobą głowę strażnika, który stwierdził z niedowierzaniem.
-Toż to myśliwi przybyli. Prawie natychmiast po tych słowach brama się uchyliła tak, aby mogli wejść. W wiosce przybycie myśliwych oznaczało zarobek, nowe wieści z lasów i niebezpieczeństwa, które może spotkać ten zapomniany przez świat zakątek. Najbardziej znany i szanowany był Balim, który był zaprzyjaźniony z okolicznym karczmarzem, poza tym to on rządził w grupie. Po przekroczeniu progu bramy swoje kroki skierowali do karczmy. Myśliwi robili dobry interes sprzedając karczmarzowi tak wyśmienite niedźwiedzie mięso. I tym razem tak było. Dobili targu, a do sakiew grupy trafiło 15 złotych koron. Po interesach, zjedzeniu ciepłej i rozgrzewającej zupy poszli na spoczynek. Następnego ranka, gdy opuszczali Kurtwalen strażnicy ostrzegli ich o orkach grasujących w okolicy, lecz myśliwi nie dali temu wiary, gdyż nie widzieli tych stworów już od ponad 12 lat.
Tym razem nie musieli wszystkiego dźwigać na własnych plecach mieli do pomocy juczne konie, noszące resztę skór z upolowanych zwierząt, które odebrali od wieśniaka sprawującego nad nimi pieczę. Ta usługa nie była bezinteresowna, musieli za nią zapłacić, ale niezbyt to naruszyło ich fundusze.
Miasto, do którego zmierzali zwało się Melenburg.
Trzeciego dnia drogi dotarli na skraj małego wąwozu. Stanęli przed nim, aby napoić i dać chwilę odpocząć koniom dźwigającym nie mały ładunek. Po kilku chwilach postoju weszli do wąwozu. W połowie drogi przezeń z przeraźliwym a zarazem pełnym gniewu i agresji na niczego niespodziewających się myśliwych spadła grupka trzech orków. W tej samej chwili konie pognały galopem przed siebie. Na szczęście ludzie nosili broń przy sobie, co pozwoliło na szybkie jej wyciągnięcie. Ale napastnicy i tak mieli przewagę. Jeden z orków zwalił się całym cielskiem na Gala. Sandras, nie tracąc zimniej krwi dobył sztyletu chciał nim rzucić w przeciwnika, który przygniatał Gala, ale nie zdążył. Został uderzony w tył głowy, co spowodowało, że zemdlał. Sandras upadł na drogę, a zaraz potem z gardła orka wydał się okrzyk zwycięstwa. Maczuga ostatniego z napastników nie dosięgła swego celu, gdyż Mellor zdążył uniknąć ciosu. Balim nie tracąc inicjatywy wyjął nóż myśliwski i rzucił nim w orka, który teraz mierzył w głowę Gala. Sztylet przebił skórzaną zbroje i ugodził napastnika w plecy, z rany popłynęła zielonkawa krew. Martwe ciało przygniotło Gala do ziemi. Narast, który zamykał pochód miał czas na wydobycie łuku i wystrzelenie. Pocisk opuścił broń, po czym przebił kolano orka, który kończył swój okrzyk. Po tym jak Mellor uniknął ciosu, sprytnie podciął przeciwnika, który bezwładnie upadł na ziemie. Ten manewr dał mu trochę czasu na wyjęcie noża i zatopienie jego ostrza w szyi przeciwnika. Balim podszedł do leżącego Sandrasa. Przewrócił go na plecy i przyłożył rękę do szyi.
-Jest- westchnął wyczuwając puls.-żyje- powiedział głośno.
Po długich godzinach tropienia znaleźli konie targające ich cały dobytek.
Po dwóch dniach drogi ujrzeli przed swoimi oczami miasto – Melenburg. Ale coś było nie tak. Kiedy doszli do murów zobaczyli ciała orków przemieszane z martwymi ludźmi. W powietrzu czuć było zapach świeżej krwi i bitwy. Kiedy doszli do wyważonej bramy ujrzeli spalone i splądrowane domy. Doszli do głównego placu, na którym stała świątynia Sigmara. Przed jej wejściem leżał człowiek przeszyty włócznią. Odrzucili jego ciało i drzwi, które zagradzały wejście. Przeszli przez próg świątyni a ich oczom ukazał się widok zniszczonego ołtarza. Koło niego leżało martwe ciało mnicha. Po twarzy Sandrasa spłynęła łza. Był to bowiem jego brat. Nie chcąc na to patrzeć mężczyzna wybiegł przed kaplice. Cała drużyna nie wierzyła w to, co się stało z ich rodzinnym miastem.
Inwazja orków rozpoczęła się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|